Po sześciu latach od premiery
Wydawnictwo Marginesy poinformowało o kolejnym sukcesie sprzedażowym. Książka Joanny Kuciel-Frydryszak „Służące do wszystkiego” przekroczyła właśnie 100 tys. sprzedanych egzemplarzy.
Publikacja zadebiutowała na rynku jesienią 2018 roku. Zapoczątkowała serię, w której największy sukces odniosły „Chłopki” tej samej autorki. Mimo przeszło sześciu lat od daty premiery reportaż wrócił na listy bestsellerów w Polsce. To właśnie dzięki opowieściom o wiejskich kobietach, ich codziennym znoju, lękach i marzeniach, które stały się fenomenem czytelniczym, zdobyły wiele nagród, a ostatnio zostały nominowane do Nagrody Nike, czytelnicy zainteresowali się wcześniej wydaną książką Joanny Kuciel-Frydryszak o losach „białych niewolnic”.
Niedawno informowaliśmy, że wydane w tym cyklu „Ziemianki” Marty Strzeleckiej osiągnęły sprzedaż 40 tys. egz. Za projekt wszystkich trzech okładek odpowiada Anna Pol.
Z kolei łącznia liczba sprzedanych egzemplarzy „Chłopek” (w formatach papierowym i cyfrowym) sięgnęła już ponad 430 tys. egzemplarzy.
Joanna Kuciel-Frydryszak przyznała w rozmowie z Onetem, że jej zdaniem dla czytelniczek ważne jest to, że jej książki przywracają godność ciężko pracującym kobietom. Pokazują zmagania z ciężkim losem, przemocą, niedostatkiem, niespełnieniem.
Joanna Kuciel-Frydryszak, portret w lokalu Literatka.
W numerze 11/2018 Magazynu Literackiego KSIĄŻKI ukazał się wywiad z Joanną Kuciel-Frydryszak poświęcony książce „Służące do wszystkiego”
– Służąca to fach? Wypełniano tak rubrykę „zawód” w ankietach personalnych?
– Oczywiście. Kiedy przeglądamy księgi adresowe czy meldunkowe, widzimy, jak częsty był to zawód, szczególnie dla kobiet. Służba domowa w pierwszej połowie XX wieku była silnie sfeminizowana. W domach burżuazji służyli także mężczyźni – kamerdynerzy, lokaje. W domach mniej zamożnego mieszczaństwa, zwłaszcza po pierwszej wojnie światowej, zatrudniano jedną służącą – tak zwaną do wszystkiego – a oznaczało to, że musi zajmować się wszystkim – praniem, sprzątaniem, gotowaniem, pilnowaniem dzieci, zakupami, paleniem w piecu.
– Skąd się rekrutowały? Było to zajęcie doraźne czy wieloletnie?
– Były nimi z reguły dziewczęta wiejskie, dla których służba była szansą na wyrwanie się z biedy. Przyjeżdżały do miast i najczęściej nie wracały już do rodzinnych domów. Sporo pracowało tak długo, jak starczało im sił. Potem zwykle szły do przytułków. Maria Dąbrowska opisuje w „Dziennikach”, jak odwiedziła już po wojnie swoją służącą w przytułku, która zajmowała pokój z dwoma kobietami i wszystkie trzy były służącymi. Ale wiele rozstawało się z posadą służącej, gdy wychodziły za mąż, był to dla nich pewien etap w życiu. Bywało, że całe życie wspominały swoją służbę – miasto, wielki świat, kino, tramwaj. (…)
WYWIAD Z AUTORKĄ NA STRONIE: https://rynek-ksiazki.pl/czasopisma/sluzba-dusza-i-cialem/